10-11-2010 21:20
Dwa lata pary
W działach: RPG | Odsłony: 2
Ostatnie dwa-dwa i pół roku były u mnie okresem intensywnej fascynacji parą i systemem Savage Worlds, na którym moje steampunkowe pomysły prowadziłem. Był już świat, w którym łączyłem parę ze średniowieczem, były sesje na podstawie Ruchomego Zamku Hauru, była alternatywna rzeczywistość ze Stanymi Zjednoczonymi Majów i Azteków i Polską, która sięgała od Bałtyku po Morze Czerwone. Była wreszcie alternatywna Australia z aborygeńskimi szamanami i rewolwerowcami. DOŚĆ
W żadnej z tych sesji steampunkowych nie pojawiło się coś z rzeczy, które w steampunku tak bardzo mi się podobały (no dobra, raz był parowy mech). Drużynowi naukowcy nie budowali skomplikowanych wehikułów, parowych pająków i innych cudów, od których szczęka opada. Robili małe użyteczne urządzonka, lekko na siłę wpychając do tego parę.No fun for me.
A może moja wizja steampunka była na tyle zamknięta i mała, że umknął mi ogół? Może mijam się z konwencją zupełnie skupiając się na jej jednym aspekcie, który i tak nie jest realizowany i stąd ta frustracja? A może steam rzeczywiście nie jest dla mnie?
Nie prowadziłem też nigdy steampunka, który pokazywałby ciemne strony rewolucji przemysłowej. A przecież to właśnie jest prawdziwy steampunk. Cyberpunk 100-parę lat wcześniej razem z jego buntem przeciw korporacjom.
I, szczerze mówiąc, nie wiem czy chcę to wszystko ogarniać i prowadzić "prawdziwego steampunka". Patrząc teraz na to z lotu ptaka, wydaje mi się, że niepotrzebnie się tylko tym zafascynowałem. Mogę dalej robić sesję z dziwnymi wynalazkami, ale w zupełnie innych konwencjach. Nie chcę się dłużej łudzić, że coś prowadzę, gdy tak na prawdę rozmijam się z ideą.
W poszukiwaniu czegoś nowego do zahaczenia się na kolejny rok lub dwa przyszła mi do głowy kontynuacja Steampunka - Dieselpunk. Właściwie, niektórzy uważają diesela za część steama. Na przykład Wolsung ma z diesela bardzo dużo.
Apropos Wolsunga. Bardzo mi się podoba to, co autorzy w nim zrobili. Ostatnio jakoś za bardzo zasklepiałem się w ramach konwencji i nie chciałem za bardzo wychodzić poza nie. Pewne anime, które ostatnio oglądałem uświadomiło mi, że się mylę. To anime to D.Gray Man. Jest to teoretycznie era wiktoriańska, ale technika jest nieco bardziej zaawansowana. I ponachodziły mnie takie myśli, że może mieszanie konwencji nie jest takie złe? Co z tego, że w Wolsungu jest telewizja, skoro jest ona fajnie wprowadzona? Jakby autorzy wprowadzili z klasą jeszcze komputery i internet, to też by nie przeszkadzało.
Tutaj dochodzimy do trudnego pytania o to, co jest dla nas ważne gdy prowadzimy sesję w jakiejś konwencji.
Ważne jest zachowanie spójności w ramach konwencji, czy utrzymanie pozorów z lekkim naciągnięciem technologii, ideologii i rozwoju? Czy może najważniejszy jest specyficzny sposób myślenia, ideologie itd?
To byłby z resztą ciekawy eksperyment - stworzyć alternatywną rzeczywistość zmieniając nie obrazki, ale sposób myślenia. I nie musimy tak na prawdę zmieniać całego świata. Wystarczy, że inaczej myślą same postacie a świat nie próbuje ich nawracać zbyt brutalnie.
Ale mimo wszystko o nazwie konwencji decydują tylko obrazki. Tak więc, mając na przykład sesję w czasach dzisiejszych, gdzie jest świadomość istnienia magii i istot baśniowych, to nie będzie to fantasy ale urban fantasy. (Upraszczając lekko). Stąd się biorą remiksy konwencji. Czasami też może to doprowadzić do sytuacji humorystycznych lub dziwnych - jak wyobrażacie sobie świat dzisiejszy, w którym dotąd obowiązuje feudalizm? Świat, w którym rozwinęła się technologia, ale nie ruszyła z miejsca polityka ani ekonomia. Jest to w ogóle możliwe? (Jasne, że jest, głupie pytanie)
Wracając do sedna. Wspomniałem Dieselpunk. Wydaje mi się, że nieco lepiej kojarzę te realia. Zarówno historycznie, artystycznie jak i w kwestii życia codziennego. Przez to spaczenie maszynami parowymi, Diesel z jego samochodami, cepelinami i szczerzącymi zęby samolotami wydaje mi się być bardziej spójny i kompletny. I tyle gotowych filmów i książek. Nie wspominając o tym, że Zew Cthulhu osadzony jest domyślnie również w tych realiach.
Pora zatem na małą zmianę. Na odświeżenie sobie "Nietykalnych", "Kapitana Sky'a" i Indy'ego.
W żadnej z tych sesji steampunkowych nie pojawiło się coś z rzeczy, które w steampunku tak bardzo mi się podobały (no dobra, raz był parowy mech). Drużynowi naukowcy nie budowali skomplikowanych wehikułów, parowych pająków i innych cudów, od których szczęka opada. Robili małe użyteczne urządzonka, lekko na siłę wpychając do tego parę.No fun for me.
A może moja wizja steampunka była na tyle zamknięta i mała, że umknął mi ogół? Może mijam się z konwencją zupełnie skupiając się na jej jednym aspekcie, który i tak nie jest realizowany i stąd ta frustracja? A może steam rzeczywiście nie jest dla mnie?
Nie prowadziłem też nigdy steampunka, który pokazywałby ciemne strony rewolucji przemysłowej. A przecież to właśnie jest prawdziwy steampunk. Cyberpunk 100-parę lat wcześniej razem z jego buntem przeciw korporacjom.
I, szczerze mówiąc, nie wiem czy chcę to wszystko ogarniać i prowadzić "prawdziwego steampunka". Patrząc teraz na to z lotu ptaka, wydaje mi się, że niepotrzebnie się tylko tym zafascynowałem. Mogę dalej robić sesję z dziwnymi wynalazkami, ale w zupełnie innych konwencjach. Nie chcę się dłużej łudzić, że coś prowadzę, gdy tak na prawdę rozmijam się z ideą.
W poszukiwaniu czegoś nowego do zahaczenia się na kolejny rok lub dwa przyszła mi do głowy kontynuacja Steampunka - Dieselpunk. Właściwie, niektórzy uważają diesela za część steama. Na przykład Wolsung ma z diesela bardzo dużo.
Apropos Wolsunga. Bardzo mi się podoba to, co autorzy w nim zrobili. Ostatnio jakoś za bardzo zasklepiałem się w ramach konwencji i nie chciałem za bardzo wychodzić poza nie. Pewne anime, które ostatnio oglądałem uświadomiło mi, że się mylę. To anime to D.Gray Man. Jest to teoretycznie era wiktoriańska, ale technika jest nieco bardziej zaawansowana. I ponachodziły mnie takie myśli, że może mieszanie konwencji nie jest takie złe? Co z tego, że w Wolsungu jest telewizja, skoro jest ona fajnie wprowadzona? Jakby autorzy wprowadzili z klasą jeszcze komputery i internet, to też by nie przeszkadzało.
Tutaj dochodzimy do trudnego pytania o to, co jest dla nas ważne gdy prowadzimy sesję w jakiejś konwencji.
Ważne jest zachowanie spójności w ramach konwencji, czy utrzymanie pozorów z lekkim naciągnięciem technologii, ideologii i rozwoju? Czy może najważniejszy jest specyficzny sposób myślenia, ideologie itd?
To byłby z resztą ciekawy eksperyment - stworzyć alternatywną rzeczywistość zmieniając nie obrazki, ale sposób myślenia. I nie musimy tak na prawdę zmieniać całego świata. Wystarczy, że inaczej myślą same postacie a świat nie próbuje ich nawracać zbyt brutalnie.
Ale mimo wszystko o nazwie konwencji decydują tylko obrazki. Tak więc, mając na przykład sesję w czasach dzisiejszych, gdzie jest świadomość istnienia magii i istot baśniowych, to nie będzie to fantasy ale urban fantasy. (Upraszczając lekko). Stąd się biorą remiksy konwencji. Czasami też może to doprowadzić do sytuacji humorystycznych lub dziwnych - jak wyobrażacie sobie świat dzisiejszy, w którym dotąd obowiązuje feudalizm? Świat, w którym rozwinęła się technologia, ale nie ruszyła z miejsca polityka ani ekonomia. Jest to w ogóle możliwe? (Jasne, że jest, głupie pytanie)
Wracając do sedna. Wspomniałem Dieselpunk. Wydaje mi się, że nieco lepiej kojarzę te realia. Zarówno historycznie, artystycznie jak i w kwestii życia codziennego. Przez to spaczenie maszynami parowymi, Diesel z jego samochodami, cepelinami i szczerzącymi zęby samolotami wydaje mi się być bardziej spójny i kompletny. I tyle gotowych filmów i książek. Nie wspominając o tym, że Zew Cthulhu osadzony jest domyślnie również w tych realiach.
Pora zatem na małą zmianę. Na odświeżenie sobie "Nietykalnych", "Kapitana Sky'a" i Indy'ego.
14
Notka polecana przez: Alice Mae, Cooperator Veritatis, dzemeuksis, Garnek, Ifryt, MaWro, Planetourist, Qball, Szczur, von Mansfeld, Wędrowycz, zegarmistrz
Poleć innym tę notkę